Defensywa Niedźwiadków zatrzymała Pacers na season-low 71 punktach, a jej skuteczność najlepiej oddaje fakt, że barierę 50 oczek podopieczni Franka Vogela przekroczyli dopiero na samym początku czwartej kwarty.
Goście udowodnili, że znajdują się w już-nie-takim-małym kryzysie, a tylko dwóch zawodników w ich składzie (Lance Stephenson, David West) skończyło mecz z dwucyfrową liczbą oczek. Paul George znów po raz kolejny był tylko cieniem zawodnika z pierwszej połowy sezonu (Tejszon!), Roy Hibbert (20 min., 4 pkt, 0 zb., 5 fauli) zderzył się z hiszpańską ścianą i zrozumiał jak wiele brakuje mu jeszcze do bycia najlepszym środkowym w NBA, a Evan Turner wciąż nie jest w stanie znaleźć sobie miejsca na parkiecie jako rozgrywająco-rzucający obrońca. Po ostatnim miesiącu nie widzę Pacers w finale NBA. Ale powróćmy do ważniejszych spraw.
Grizzlies w starciu z jedną z najlepiej zbierających ekip w lidze, całkowicie zdominowali tablice 47:35, co w obliczu naszych niedawnych problemów na deskach powinno napawać sporym optymizmem. Wykruszyliśmy też Pacers w pomalowanym, gdzie Roy Hibbert i spółka zdobyli tylko 24 punkty, przy 46 oczkach Niedźwiadków.
Dzięki zwycięstwu oddaliliśmy się od Phoenix Suns w tabeli konferencji zachodniej na jedno spotkanie, a szklanka znowu jest do połowy pełna. Kolejne porażki Blazers i Warriors dają nawet nadzieje na coś więcej niż arcytrudny match-up w pierwszej rundzie przeciwko Spurs lub Thunder.
Mike Conley - Zaczął po profesorsku (9 pkt, 4/5 z gry w 1Q) i nie przestał szkolić George'a Hilla już do samego końca spotkania. 21 punktów i 60% z gry to jego najlepszy ofensywny występ od pierwszego marca, gdy zdobył 22 oczka w starciu przeciwko Cleveland Cavaliers. Mike wciąż narzeka na niewielki ból w kostce, jednak, jak sam przyznał, nie spodziewa się, aby coś się w tej kwestii zmieniło do końca sezonu.
Ocena: 4+
Courtney Lee - W cieniu swoich kolegów. Poza kilkoma "O, ty jednak żyjesz Courtney", całkowicie niewidoczny.
Ocena: 2
Tayshaun Prince - Znowu go pochwalę. Od jakiegoś czasu Tejszon w końcu wziął się za swoją defensywę. Na przestrzeni dwóch tygodni zatrzymał już DeMara DeRozana, LeBrona Jamesa, a wczoraj przyszła kolej na Paula George'a. Szkoda tylko, że w ataku wciąż gramy z nim na parkiecie 4 na 5.
Ocena: 3
Zach Randolph - Uważajcie wysocy na Zachodzie, ZBo wchodzi w swój play-off mode. Po raz kolejny był bestią na tablicach, gdzie zdominował Davida Westa i zanotował kolejne double-double na 18 punktów i 13 zbiórek. Raz wsadził nawet piłkę z góry.
Ocena: 4
Marc Gasol - Mało który zawodnik w lidze robi taką różnicę jak Marc. Nie ma porównania do tego co dzieje się na parkiecie z nim, a co bez niego. Hiszpan mimo kontuzji kostki rozegrał wczoraj game-high 38 minut i choć na papierze może nie zachwycił (10 pkt, 4/11 z gry, 9 zb.), to na parkiecie był jak... Tego nawet nie da się opisać. Na szczęście można oglądać. Godzinami.
Ocena: 4
Mike Miller - Wielki w drugiej kwarcie, kiedy trafił cztery trójki z rzędu i wyprowadził Grizzlies na dwucyfrowe prowadzenie, którego nie oddaliśmy już do końca meczu. Od pierwszego lutego Mike rzuca z dystansu na 53%. Oby utrzymał swoją formę na play-offy.
Ocena: 4
Tony Allen - Jednego dnia go kocham, drugiego nienawidzę. Wczoraj kochałem, choć błędów się oczywiście nie ustrzegł. Joerger coraz częściej próbuje wystawiać go na trójce, u boku Courtneya Lee. Może coś z tego wyjdzie.
Ocena: 3
Kosta Koufos - Kolejne solidne minuty, bardzo podoba mi się jego współpraca z Marciem Gasolem i Zachiem Randolphem. Dzięki Denver (powtarzam się?).
Ocena: 3+
Nick Calathes - 16 minut. Nie zachwycił, ale też niczego nie popsuł. Wystarczy.
Ocena: 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz