sobota, 6 grudnia 2014

Grizzlies vs. Spurs, czyli demony przeszłości

Do miasta, z zamiarem przerwania znakomitej 22-meczowej serii zwycięstw na własnym parkiecie przyjechali wczoraj mistrzowie NBA. Z drugiej strony goście wygrali z Niedźwiadkami ostatnie osiem spotkań. Wiadome było jedno - któraś z serii musiała dobiec końca.


Tak jak można było się spodziewać, tuż przed spotkaniem miejscowi dziennikarze potwierdzili gotowość do gry Marca Gasola, tak więc przystępowaliśmy do tego meczu w pełnym składzie. Początek należał jednak do Ostróg, którzy rozpoczęli zawody serialem 13-2. Nie pierwszy raz mieliśmy także okazję oglądać Matta Bonnera w wyjściowym składzie Spurs, który miał za zadanie bić się pod koszem z Zachiem Randolphem. Red Rocket ma chyba jakiś patent na Z-Bo, który w spotkaniach z San Antonio wygląda jak dziecko we mgle. Nie trafia layupów, nie potrafi upchnąć się pod koszem. Mało tego Bonner swoimi hardkorowymi trójkami sprawił, że Grizzlies musieli przejść na small-ball z Princem jako silnym skrzydłowym, a wszyscy wiemy jak rzadko Joerger korzysta z takiego ustawienia.


Praktycznie przez cały mecz goście utrzymywali 10-punktową przewagę, a Gregg Popovich umiejętnie wybijał z rytmu naszych zawodników, gasząc ich zapędy na powrót kolejnymi time-out'ami. Oczywiście była szansa w pewnym momencie czwartej kwarty na odwrócenie losów spotkania, ale albo Z-Bo nie trafiał najprostszych layupów, albo sędziowie brali sprawy w swoje aptekarskie ręce.

Należy jednak pochwalić kilku wyróżniających się zawodników naszego zespołu. Mike Conley (23 punkty, 10 asyst) to prawdziwy wojownik! Brakowało mi takich penetracji od początku sezonu. Mike dosłownie zabijał ciasną obronę Ostróg swoimi drive'ami. No i do tego ta defensywa! Człowiek orkiestra.

Marc Gasol  po raz kolejny potwierdził, że nie przypadkowo zaliczany jest do grona MVP w tym sezonie. O jego przemianie niech świadczy fakt, że w ostatnich trzech pojedynkach z San Antonio zaliczył tylko 23 punkty, a wczorajszej nocy zdobył ich 28 i dołożył do tego 12 zbiórek. Beast.

Słowa uznania należą się także Timowi Duncanowi, który stał się wczoraj drugim najstarszym graczem, który osiągnął triple-double. Karl Malone zrobił to mając 40 lat.

No i najlepsze zostawiłem na koniec. Tejszooon Prince! był wczoraj po prostu NIE-SA-MO-WI-TY. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Tejszon zamienił się wczoraj talentami z Kawhi Leonardem i zaaplikował Ostrogom aż 20 punktów w tym 5/5 trójek! Chyba powinien grać częściej jako stretch-four. Statement.

Wybaczcie, ale dzisiaj bez opisów poszczególnych graczy. W zamian wrzucam cały meczyk do obejrzenia na YouTube:



Łukasz Pawlak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz