piątek, 27 grudnia 2013

Grizzlies - Rockets, czyli koszmar czwartej kwarty powraca

Po raz kolejny nie udało nam się wygrać z zespołem z Southwest Division. Z rywalami z własnego podwórka jesteśmy już 0-7 i nie wróży to dobrze na przyszłość, choć wszyscy wiemy jak silna jest nasza dywizja. 

Od początku spotkania widać było, że trener Niedźwiadków nakazał swoim podopiecznym atakować tablice kosztem powrotu do obrony. Na deskę szło czasami 3,4 graczy, a Rockets świetnie to wykorzystywali zdobywając 8 punktów z kontry w pierwszej kwarcie. W dalszej części meczu było już znacznie lepiej. Zdobywaliśmy kolejne punkty spod kosza i nie pozwalaliśmy gospodarzom wyprowadzać szybkich ataków.

Powiem szczerze, że miło oglądało się tak grających Grizzlies. Wszystko szło zgodnie z planem. Ograniczyliśmy liderów Rakiet – Hardena i Howarda - do tylko 3 celnych rzutów z gry łącznie, zbieraliśmy wszystkie piły z tablic oraz utrzymywaliśmy spokojną 8-10 punktową przewagę. 

Zapytacie pewnie co się stało, że się ze…psuło? Do tej pory sam się zastanawiam jak mogliśmy wypuścić z rąk praktycznie wygrany mecz. Wszystko zaczęło się od wejścia na parkiet Motiejunasa. Od tej pory Miśki jakby stanęły, a Rockets zaliczyli run 19-0! Oczywiście sędziowie trochę pomogli gospodarzom, odgwizdując kolejne przewinienia na flopującym Hardenie, który na linii osobistych stawał aż 25 razy! Równie dobrze tyle samo fauli mogli odgwizdać na Randolphie.

Szkoda tego meczu, bo była wielka szansa na przedłużenie serii zwycięstw. Niestety cały czas bez Gasola, jesteśmy bezradni w starciach z rywalami aspirującymi do gry w playoffs.

Mike Conley – Brakuje jego skutecznych i agresywnych wjazdów pod kosz. Owszem Mike nieźle kontroluje tempo gry oraz kreuję kolegów, ale Z-Bo sam tego wózka nie pociągnie i potrzebna jest pomoc kogoś takiego jak Conley. Musi grać lepiej.
Ocena: 2+

Tony Allen – Był aktywny w ataku i nie dawał żyć Hardenowi, ale brakowało mi u niego zaangażowanie na zbiórce, chociaż akurat w tym aspekcie świetnie wyręczali go koledzy. Zagrał tylko 20 minut, ponieważ gracze Rockets odpuszczali go na dystansie, w związku z czym robił się duży tłok pod koszem.
Ocena: 2+

Tayshaun Prince – Wrócił do pierwszej piątki po kilkudniowej absencji. W pierwszej połowie nawet go nie zauważyłem. W drugiej było już lepiej, bowiem Tay rzucił 4-7 z gry w tym jedną trójkę, ale nie wiem po co Joerger trzymał go na boisku, kiedy Rockets postawili obronę strefową.
Ocena: 2+

Zach Randolph – Kolejny świetny występ Zacha. Jak zwykle mielił pod koszem rywali dobijając kolejne rzuty (17 zbiórek) i znakomicie dzielił się piłką (5 asyst). W defensywie dawał za dużo miejsca Terrencowi Jones’owi, który był 10/14 z gry. Tak jak już wspomniałem, sam nie pociągnie tego zespołu.
Ocena: 4+

Kosta Koufos – Bardzo aktywny na tablicach, w 23 minuty zaliczył 11 zbiórek, ale w ataku był mało widoczny. Nie dał także pograć Howardowi, który nie pokazał nic ciekawego po za szybkimi 5 faulami.
Ocena: 3

Jerryd Bayless – Tak jak mogliśmy się spodziewać, mecz z Jazz był tylko jednorazowym popisem i w tym meczu Jerryd pokazał, żebyśmy szybko wrócili na ziemię. W niecałe 17 minut trafił 7 punktów (w tym prześmieszny floater z 5 metrów), miał 3 asysty i 4 faule.
Ocena: 2+

James Johnson – Koleś jest mistrzem świata. Wprowadził dużą ilość energii w szeregi naszego zespołu i to głównie za jego sprawą byliśmy świadkami odjazdu Grizzlies na 10-punktowe prowadzenie w drugiej kwarcie. Na uwagę zasługują dwa Power Dunki, po których obudziłem chyba pół osiedla. Musi trochę popracować nad rzutem, bo czasami wali niesamowite cegły z dystansu.
Ocena: 4

Mike Miller – Tak jak pisałem w poprzedniej relacji – gra bardzo nie równo i właśnie po takim występie sprawia, że nie mam przy nim o czym pisać. W 20 minut zaliczył 7 punktów oraz 5 zbiórek.
Ocena: 2

Ed Davis – Brakowało mi go w drugiej połowie, a mianowicie w czwartej kwarcie. Grizzlies byli +13, gdy Davis był na parkiecie i kto wie czy gracze Rakiet tak śmiało wjeżdżaliby pod kosz, gdyby stał tam Edward ze swoimi wielkimi łapskami.
Ocena: 3

Jon Leuer – Zagrał tylko 11 minut i na jego nieszczęście wszedł na parkiet w momencie, gdy gospodarze robili comeback, stąd te -11 przy jego nazwisku. Na plus rzuty z 5 metrów na wprost kosza, dzięki których Rockets zmuszeni byli zmienić obronę strefową na każdy swego.
Ocena: 3

Badylos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz