poniedziałek, 18 listopada 2013

Grizzlies vs. Kings, czyli im wolniej, tym lepiej.

Wyjazdy do Sacramento nigdy nie były naszą najmocniejszą siłą. Nie dość, że do wczoraj w stolicy Kalifornii mieliśmy bilans zaledwie 6 zwycięstw do 28 porażek, to jeszcze pewnie pamiętacie, jak kończyły się niektóre mecze w Sleep Train Arena (Tyreke Evans, rzut z połowy, takie tam - szkoda psuć sobie poniedziałku). Przez pierwszą połowę wczorajszego meczu wydawało się jednak, że nic nie może pójść źle - graliśmy rozsądnie (choć straty nadal były problemem), skutecznie i przede wszystkim dobrze w obronie, dzięki czemu zatrzymaliśmy panów w koronie na 34 punktach przez pierwsze 24 minuty. Marc Gasol i Zach Randolph schowali DeMarcusa Cousinsa (9 pkt., 5 zb., 4/11 z gry) do szafy, z której nie pozwolili mu wyjść już do końca spotkania. Lider Kings zaliczył swój najgorszy występ w tym roku, a Mike Malone w drugiej połowie spotkania wolał na parkiecie widzieć (sic!) Hamady'ego Ndiaye.

Mimo że Grizzlies wygrywali już w pewnym momencie 20 punktami, a na twarzy Joergera po raz pierwszy w tym sezonie znikały krople potu, Królowie zdołali niebezpiecznie zbliżyć się do nas na przełomie trzeciej i czwartej kwarty. W górze mieli nawet trójkę Johna Salmonsa, która doprowadziłaby do remisu 82:82 na 7 minut przed końcem spotkania. Znakomitą robotę dla gospodarzy robił wówczas Travis Outlaw. O ile nasz super duet podkoszowych świetnie ograniczał Cousina i Thompsona, o tyle z latającym na dystansie byłym kolegą Randolpha z Blazers, mieliśmy ogromne kłopoty. Zach często zostawiał mu 1-2 metry wolnego za linią 7.24, co wczoraj wystarczyło Outlawowi do trafiania wszystkiego co popadnie. 18 punktów w 17 minut, 6/9 z gry i dwie trójki (na szczęście) nie wystarczyły na nic więcej niż tylko kolejne zamoczenie czoła naszego klęczącego trenera.

W decydujących momentach spotkania obecność Outlawa na parkiecie była naszą siłą. Zach Randolph to co oddał w obronie, nadrobił z nawiązką w ataku, przepychając skrzydłowego Kings gdzie chciał i jak chciał. ZBo znowu był naszą pierwszą opcją w czwartej kwarcie, w której zdobył 9 punktów i rozstrzygnął spotkanie na naszą korzyść. Grizzlies po raz pierwszy wygrali dwa spotkania z rzędu i nie mają już ujemnego bilansu. Aby przedłużyć ten stan rzeczy może być jednak bardzo ciężko. Pojedynek z FlopCity już dzisiaj o godzinie 4:30.
źr: sportspyder.com
Mike Conley - (38 min., 19 pkt., 9 as., 8/12 z gry., 3/5 za trzy., 2 str.) - Wreszcie pocelował z dystansu. 3/5 to jego najlepszy wynik w tym sezonie. Dobrze kontrolował tempo gry i ograniczył Isiah Thomasa do zaledwie 5/17 z gry. Takiego Mike'a potrzebujemy w pojedynku przeciw CP3 jak najwięcej.
Ocena: 4+

Tony Allen - (29 min., 12 pkt., 5 zb., 4 as., 2 prz., 5/10 z gry) - Standardowy Tony. Pobiegał, porzucał, kilka razy spóźnił się w obronie i nie potrafił pogodzić się ze swoją pomyłką. Najważniejsze, że nie zawiódł. W lay-upach też całkiem przyzwoicie.
Ocena: 3+

Tayshaun Prince - (6 pkt., 9 zb., 4 as., 3/8 z gry) - Rzuca te swoje próby z półdystansu (wygląda przy tym nieco pokracznie) i trafia ich średnio pewnie 40%. Za wczoraj nie można mieć do niego jednak żadnych pretencji, bo a) świetnie walczył na tablicach, b) próbował napędzać nasz ball-movement i c) zablokował w kontrze Johna Salmonsa. Nijak nie wyglądało to jednak jak pamitny blok na Reggie'em Millerze.
Ocena: 3+

Zach Randolph - (22 pkt., 10 zb., 2 as., 9/12 z gry) - Krótka notka z mojego twittera: "ZBo w zwycięstwach Grizzlies zalicza średnio 20.8 punktów na mecz. W porażkach - 9.4.". I wszystko jasne.
Ocena: 4+

Marc Gasol - (19 pkt., 8 zb., 9 as., 3 str., 8/14 z gry) - Dziewięć asyst. Osiem zbiórek. Witamy z powrotem Panie Marc? Wszystko na to wskazuje. Hiszpan wreszcie (wreeeeeeeeeszcie) chce dostawać piłkę tyłem do kosza i przepycha się, zdobywając punkty spod samego kosza, a nie tylko odpoczywa na 5-6 metrze. Zaliczył swój drugi w tym sezonie mecz z ilością asyst większą niż zbiórek.

Ocena: 4+

Mike Miller - (0 pkt., 0/0 z gry., 3 zb., 1 as., 3 str.) - Tym razem kompletnie bezproduktywny. Przez 20 minut na parkiecie pokazał tylko swoją bujną czuprynę i to by było na tyle. Jorger w pewnym momencie polecił mu krycie gorącego Travisa Outlaw. Śmieszny jesteś Dave.
Ocena: 1

Kosta Koufos - (13 min., 6 pkt., 6 zb., 2 blk.) Jaram się tym gościem jak czarownica na stosie, jak Rzym za Nerona, jak Tommy Lee Jones w Ściganym. Per36 zaliczył w tym spotkaniu 16 punktów, 16 zbiórek i 5 bloków. Dzięki Denver.
Ocena:

Jerryd Bayless - (8 pkt., 2 zb., 3/9 z gry) - Po trzech celnych (i jakże by inaczej - głupich) próbach z półdystansu komentator powiedział, że JB wygląda tak, jakby miał przed sobą gorącą noc. Uśmiechnąłem się szyderczo. Znowu miałem rację niestety - poza pierwszą kwartą Jerryd był 0/6 z gry.
Ocena: 2+

Quincy Pondexter - (15 min., 5 pkt., 5 zb., 2/3 z gry., 0/3 za trzy) -  Zorro wszedł na 15 minut i znowu nie trafił trójki. Tyle.
Ocena: 2+

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz