czwartek, 13 marca 2014

Grizzlies vs. Pelicans, czyli Conley na ratunek

Nie oglądajcie tego meczu. Włączcie sobie 3-minutowy skrót na NBA.com i rozkoszujcie się ślicznym game-winnerem Mike'a Conleya. To wam wystarczy. Nie psujcie sobie tego słonecznego popołudnia.


Po dwóch ofensywnych eksplozjach przeciwko Bobcats i Blazers, Niedźwiadki wróciły do swojej koszykówki. Toporny atak, rzuty oddawane w ostatnich sekundach akcji i najmniej efektowne odrabianie strat, jakie tylko jesteście sobie w stanie wyobrazić. Witamy w Memphis.

Grizzlies znowu mieli ogromne kłopoty przeciwko ekipie z Nowego Orleanu. W pierwszej połowie gospodarze niszczyli nas na atakowanej tablicy, Anthony Davis robił co chciał z grającym o dwa poziomy parkietu niżej Zachiem Randolphem, a Brian Roberts i Austin Rivers trafiali, po których pozostawało tylko łapać się za głowę, krzycząc w duchu 'Who is this guy, do cholery?'

Nasza defensywa obudziła się na szczęście w drugich 24 minutach meczu. Grizzlies pozwolili wówczas podopiecznym Monty'ego Williamsa na zaledwie 11(!) celnych rzutów z gry i przejęli dominację na atakowanej desce. W ostatniej odsłonie meczu różnicę zrobił także James Johnson, który w końcu odnalazł się w rotacji Davida Joergera. 

Dzięki zwycięstwu Grizzlies umocnili się na pozycji numer 7 na Zachodzie i zbliżyli się do Blazers oraz Warriors, którzy wczoraj przegrali swoje mecze. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Niedźwiadki mają jeszcze szansę na awans do Top6 swojej konferencji i uniknięcie match-upu z Thunder lub Spurs w pierwszej rundzie.

Mike Conley - 14 ze swoich 16 punktów zdobył w trzeciej kwarcie. W pierwszej połowie (0 punktów, 0 asyst) wyglądał jak gimnazjalista, któremu ktoś nagle polecił rozgrywanie akcji w NBA. Gdy na zegarze zostało jednak kilkanaście sekund do końca meczu, obudził się w nim profesor:


Ocena: 3 i + za akcję powyżej

Courtney Lee - Jeden ze słabszych występów od czasu jego transferu. 0/5 z dystansu i kompletnie bezproduktywne 22 minuty na parkiecie.
Ocena: 1

Tayshaun Prince - Zaczął zaskakująco dobrze od trzech celnych rzutów z gry i kilku niezłych posiadań w post-up. Później w swoim stylu wyparował w ofensywie, ale dość niespodziewanie okazał się kluczem do zatrzymania Anthony'ego Davisa. Lider gospodarzy, który w pierwszej połowie niszczył Zacha Randolpha, przeciwko Prince'owi w trzeciej kwarcie nie oddał żadnego rzutu z gry. Szczypałem, ale to rzeczywiście działo się naprawdę.
Ocena: 4

Zach Randolph - Jak już wspominałem, miał ogromne problemy z upilnowaniem Anthony'ego Davisa i nijak nie potrafił wygrać z nim walki na deskach. W ataku istniał tylko w pierwszej kwarcie, gdy trafił wszystkie trzy rzuty i zdobył 8 punktów. Od tego czasu był 2/10 z gry.
Ocena: 2+

Marc Gasol - Mógł znacznie lepiej wykorzystać swoją przewagę nad Alexisem Ajincą i Gregiem Stiemsmą. W ataku znów wyglądał dość pasywnie i zamiast dostawać się pod kosz, czekał na piątym metrze, oddawając rzuty, który często nie znajdowały drogi do kosza. Jego cyferki (15/9/4) tym razem lepiej wyglądały na papierze.
Ocena: 3+

Mike Miller - Kolejny, przyzwoity występ z ławki. Trzeba mu będzie podbić oko na play-offy.
Ocena: 3

Tony Allen - W ataku znowu jak jeździec bez głowy, choć wczoraj był z pewnością lepsza opcją niż Courtney Lee. Na plus jak zwykle postawa w defensywie, okraszona trzema przechwytami.
Ocena: 3+

Nick Calathes - Po raz kolejny, wchodząc z ławki, był naszym pierwszym playmakerem (7 asyst w 15 minut!). Od kilku spotkań Grek gra bardzo mądrze i wreszcie popełnia mniej głupich błędów. Oby tak dalej.
Ocena: 4

James Johnson - On żyje! Joerger wreszcie odnalazł minuty dla JJ, który w czwartej kwarcie odwdzięczył mu się znakomitą defensywą i najlepszym wskaźnikiem +/- w drużynie. Grizzlies z Johnsonem na parkiecie byli wczoraj +10.
Ocena: 3+


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz