sobota, 15 marca 2014

Grizzlies vs. Raptors, czyli słodka zemsta byłych Niedźwiadków

Kyle Lowry i Greivis Vasquez byli historią tego meczu. Jak Bonnie i Clyde upatrzyli sobie cel i wyegzekwowali go bez najmniejszych problemów. Zdobyli 39 punktów z 25 rzutów, rozdali 18 asyst, zebrali 12 piłek. Z nimi na parkiecie Raptors byli łącznie +37. Zemsta była słodka. Na nic zdało się zatrzymanie Terrence'a Rossa i DeMara DeRozana (Tejszon!).


Do fantastycznej gry duetu Lowry-Vasquez dołączył jeszcze Jonas Valanciunas, który do bólu wykorzystywał swoją przewagę nad kryjącym go (serio David?) Zachiem Randolphem. Litwin szybko wystartował z bloków, zdobywając 10 punktów w pierwszej kwarcie i ostatecznie skończył swój występ na game-high 23 oczkach, przy 11 celnych rzutach na 15 oddanych prób z gry.

Kluczowa dla wyniku spotkania okazała się czwarta kwarta, którą gospodarze wygrali 28:19. David Joerger postanowił wówczas zostawić na parkiecie jednocześnie Tayshauna Prince'a i Tony'ego Allena, dzięki czemu przekonał się (miejmy nadzieję - już ostatecznie), że gra tą dwójką na parkiecie jest zupełnie pozbawiona sensu. Grając 3 na 5 w ataku Grizzlies pozwolili rywalom na run 12-5 i osiągnięcie 10-punktowej przewagi, której później nie dało się już odrobić.

Porażka kosztowała Niedźwiadki spadek na ósme miejsce w konferencji wschodniej i niebezpieczne zbliżenie się do zwycięskich wczoraj Phoenix Suns. Na nasze szczęście już dziś mecz z Philadelphią 76ers, która postanowiła sobie przegrać wszystkie spotkania do końca tego sezonu. Nie powinniśmy jej w tym zadaniu przeszkadzać.

Mike Conley - 10 punktów z 12 rzutów. Dał się zdominować swoim byłym kolegom z ekipy, a chwilami wyglądał nawet gorzej niż Nick Calathes, który mimo kilku błędów w końcówce, w całym meczu prezentował się całkiem nieźle. To wciąż nie jest ten sam Mike, co sprzed kontuzji kostki.
Ocena: 2+

Courtney Lee - Jedyny zawodnik pierwszej piątki, z którym Grizzlies nie byli na minusie. Zabrakło go przede wszystkim w czwartej kwarcie, gdy wszedł dopiero na ostatnie 2 minuty, a wszystko było już tak naprawdę rozstrzygnięte. 
Ocena: 3+

Tayshaun Prince - Drugi raz z rzędu trzeba go pochwalić za pracę w defensywie. DeMar DeRozan opętany długimi ramionami Tejszona nie istniał i z gry trafił tylko 4 razy na 12 prób. Gorzej było w ataku, gdzie Prince w swoim stylu marnował kolejne czyste pozycje. No ale, czego my od niego oczekujemy?
Ocena: 3

Zach Randolph - Miał pecha. Joerger z zupełnie niezrozumiałych powodów postanowił wysłać go przeciwko Valanciunasowi, z którym ZBo po prostu sobie nie radził. W ataku (16 punktów z 13 rzutów) też bez rewelacji.
Ocena: 3

Marc Gasol - Zbyt pasywnie. Wiem, że się powtarzam, ale co zrobić. Hiszpan na siłę szuka swoich kolegów, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i wykorzystać swoją fizyczną przewagę nad 90% środkowych w tej lidze. 8 punktów z 8 rzutów i tylko 3 zbiórki w 32 minuty. Za mało.
Ocena: 2+

Tony Allen - Pięć strat i sporo błędów, które mogły kosztować nas to spotkanie. Jak już wspominałem Allen nie może przebywać na parkiecie z Prince'em i dziwne, że Joerger nie próbuje grać nim na trójce obok Courtneya Lee i Mike'a Conleya.
Ocena: 2+

Mike Miller - Jedna celna trójka i nic poza tym. Swoją grą w ostatnich tygodniach zwiększył nasze oczekiwania i tym razem im nie sprostał. 4 punkty w 19 minut.
Ocena: 2

Nick Calathes - Już miałem go chwalić, już pisać, że wyglądał lepiej niż Mike Conley. Niestety, dwa kluczowe błędy w czwartej kwarcie przypomniały, że Calathes wciąż jest tym samym Calathesem, o którego boimy się w play-offach. Najpierw odpuścił na dystansie Greivisa Vasqueza, potem w bezsensowny sposób stracił piłkę i Raptors w kilka sekund wyszli na 5-punktowe prowadzenie. Nie oddali go już do samego końca.
Ocena: 3

Kosta Koufos - Kompletnie niewidoczny. Podobno był na parkiecie przez 15 minut. Ja widziałem go może z dwa razy. 
Ocena :


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz